Wielkie płaszczyzny jedwabiu reagują na najmniejsze poruszenie powietrza. Ich powierzchnia marszczy się i faluje jak tafla wody. Niespokojne drżenie mąci wewnętrzne krajobrazy. Rozłożone ramiona obrazów – kimon, na których piętrzą się góry, wyrastają domy i gubią się horyzonty, obejmuje szybujące po niebach wielkie ryby. Na tych obrazach woda i niebo wzajemnie się naśladują, odbijają i powtarzają.
Joanna od dziesięciu lat pracuje na jedwabiu. To podłoże ma wodny, lunarny charakter. Pozostając w zgodzie z jego naturą autorka działa też wbrew jego płynności. Komponuje zwartymi formami, kieruje przypadkiem plam rozlewających się na jedwabiu barwników, dostraja ich tony zmieniające się w czasie schnięcia i utrwalania. Obrazy z kolejnych lat, coraz bardziej złożone kompozycyjnie i symbolicznie, coraz dojrzalsze, znaczą jej długą drogę do opanowania trudnej i rzadkiej sztuki.
Joanna chce malować na jedwabiu, mimo że nie jest to dyscyplina współcześnie popularna.
W zeszłym roku pojechała do Japonii, żeby u źródeł nauczyć się czegoś nowego i być może spotkać innych, którzy pracują w tej samej technice.
Zobaczone w Japonii pejzaże: wyłaniające się z mgły dalekie wyspy i nocne światła miasta, widziane jak za szybą akwarium, stały się częścią jej własnych krain wyobraźni.
I ryby. To w Japonii, w majowym Dniu Dzieci, fruwają na wietrze koinobori, różnej wielkości latawce z tkanin i papieru – przedstawienia karpi koi, jako skierowane do dzieci życzenia hartu ducha i wytrwałości wobec przeciwieństw losu. Opowiada się legendę o tych rybach płynących w górę wodospadu wbrew jego spadkowi, wbrew logice życia, wspinających się do góry, by tam w nagrodę zmienić się w smoki i odlecieć.
Pamiętam dawne obrazy Joanny przedstawiające dwie postne ryby, zapowiedź pokarmu dla zgłodniałego ducha. Ryba to jej własny znak, podróżnik po jej wewnętrznym, duchowym morzu.
Katarzyna Stamm